Geje w czasach zarazy. Jak pandemia wpłynie na sytuację osób LGBT?

W tym momencie interesuje nas tylko jedno - co się kurwa dzieje ze światem i jak to wpłynie na nas.

O tym, czym jest wirus, jak się roznosi, jak się nie zarazić itd. - pisano już wszystko milion razy - więc nie będę się bił z tymi publikacjami, a po prostu przejdę do tego, co nas, gejów, interesuje najbardziej: Jak pandemia COVID-19 wpłynie na sytuację gejów w Polsce i na świecie?


Czy oskarżą LGBT o pandemię?

Jak w przypadku każdej szerzącej się zarazy - natychmiast pojawiają się głosy religijnych "autorytetów", że to my, geje, jesteśmy za nie odpowiedzialni. Że to "kara boska" za nasze grzechy - jak to było np. w przypadku wybuchu pandemii HIV.

Wypowiedzi tych nie będę przytaczał ani linkował - by nie nabijać chujom wyświetleń. Jak ktoś ciekaw, to na pewno Google mu pomoże.

Niemniej jednak - nie widać, aby te homofobiczne, fanatyczne komentarze trafiły na podatny grunt. Przeszły praktycznie bez echa - a jeśli jakieś echo było, to zazwyczaj niosło szydercze śmiechy i politowanie.

Najwyraźniej ludzie nie dadzą sobie już tak łatwo głupot do łbów wkładać - zwłaszcza, że w tym momencie narażone jest zdrowie i życie KAŻDEGO człowieka - bo koronawirus ma w dupie, jakiej ktoś jest orientacji, płci czy narodowości.


Czy w wyniku pandemii COVID-19 nasilą się postawy konserwatywne?

Trump wygrał, bo nawoływał do zamykania granic przed Meksykiem i chronienia się przed uchodźcami. Wydaje się, że poglądy konserwatywne żywią się lękami przed "brudasami, którzy roznoszą choroby" - co, nie bójmy się tego powiedzieć wprost, z ewolucyjnego punktu patrzenia było zachowaniem w jakimś stopniu korzystnym. Unikanie chorób w końcu zwiększało naszą szansę na przetrwanie.

Zauważmy jednak ciekawą rzecz. Prawicowe media wielokrotnie nazywały nas "tęczową zarazą" i wyrażały wielokrotnie lęk przed tym, jakobyśmy mieli "zarażać" ich dzieci "ideologiami". Wygląda na to, że ich pojęcie choroby i zdrowia są mocno rozlane na zjawiska, które tego charakteru nie mają (np. homoseksualizm) - są one wynoszone na poziom metafory.

Jordan Peterson - kultowy już chyba psycholog kliniczny i profesor Uniwersytetu w Toronto, zauważa w swoim wykładzie, że postawy konserwatywne często łączą się nie tyle z lękiem, ale z poczuciem odrazy. Tak, dla prawicowców geje są najpewniej nie tyle straszni, co obrzydliwi - bo roznoszą choroby i "infekują" ludzi dziwnymi postawami.

Prawicowcy najchętniej dbaliby o "czystość rasy / narodu" - wypychając poza swoje granice wszystkich "kolorowych, ciapatych, brudasów" itd.

Teraz spełnia się ich mokry sen - granice zamknięte i wszyscy pod kluczem. Narody w takich sytuacjach chętnie dadzą sobie założyć kolejne kagańce i bez cienia oburzenia poddać najbardziej restrykcyjnym kontrolom - nawet, jeśli np. łamią prawa człowieka.

Peterson wspomina, że występowanie chorób zakaźnych BARDZO silnie koreluje się w występowaniem autorytarnych poglądów politycznych. Korelacja rzędu 0,6 spotyka się w naukach społecznych tylko w czynnikach dziedzicznych - czyli mówimy o sensacyjnym odkryciu.

Czyżby zatem spanikowane narody masowo zwróciły się teraz w stronę autorytaryzmów? W końcu wszyscy czujemy podskórnie, że centralna i bezdyskusyjna kontrola jest tutaj modelem bardziej efektywna, niż jakaś tam leniwa i ociągająca się demokracja, która będzie przez 5 lat dyskutować nad moralnymi dylematami, komu odłączyć respirator albo czy potępianie każdego Azjaty za rozwój pandemii jest okej czy nie.


Minister - Bóg

Na Tajwanie minister zdrowia, który powstrzymał dość skutecznie rozwój pandemii COVID-19 poprzez wdrożenie drakońskich środków, jest podobno traktowany jak żywe bóstwo, z którym się nie dyskutuje, tylko wykonuje jego polecenia. Kult jednostki, centralizacja władzy itd. Czy to nie przypomina nam czegoś z historii?

Co bardziej przerażające - te ruchy pojawiają się oddolnie - nie są narzucone przez kogoś "z góry". Ludzie, gdy panikują i nie wiedzą, co robić, sami chcą oddać swój los we władanie jednostki.

Na tym tle nawoływania liberalnej strony do tego, aby rozmawiać, szukać dialogu, dyskutować o problemie i nie uprzedzać się do nikogo, mogą wydawać się nie tyle naiwne, co wręcz niebezpieczne - bo wielu ludzi uważa, że trzeba ostro wziąć za mordę każdego chorego.

Dochodzi do stygmatyzacji chorych - lęk przed chorobą bardzo łatwo zmienia się bowiem w agresję.

Pytanie - czy my, osoby LGBT, nie dostaniemy rykoszetem? Czy pandemia COVID-19 nie będzie teraz przytaczana jako argument, by jeszcze bardziej potępiać środowiska liberalne - w tym nas, gejów?

Myślę, że odpowiedź nie jest oczywista. Na ostateczny wybór form rządzenia nakłada się wiele czynników.

Weźmy chociażby przykład Czernobyla. Ludzie panikowali, rząd ukrywał, co się dało. Czernobyl stał się wg wielu badaczy początkiem końca ZSRR - które nie mogło już w żaden sposób odzyskać zaufania obywateli.

Podobno w Chinach wielu obywateli teraz też jest wściekłych, że rząd próbował zamieść pod dywan początki epidemii. Jeszcze nie wiemy, czym to się skończy - bo dopiero trwa liczenie strat. A to i tak była dopiero pierwsza runda.

Także u nas nie brakuje głosów, że w Polsce nie wykonuje się należytej liczby testów na koronawirusa i że w rzeczywistości być może co drugi / druga z nas jest już nosicielem, ale o tym nie wiemy, bo nie mamy (jeszcze) objawów lub są mało charakterystyczne. Mówi się o śmiesznie małej liczbie respiratorów w Polsce i przemęczeniu personelu, o dezorganizacji i chaosie.

Do tego - nie oszukujmy się - najgorsze jeszcze przed nami. Szczytu zachorowań nie widać jeszcze nawet na horyzoncie - a to on będzie największym testem tego rządu i może być totalnym gamechangerem.

Wiemy, że każde zwiększenie liczby chorych, spowoduje gigantyczną katastrofę - do mediów wypłyną nagrania z dantejskich scen i dramatyczne relacje świadków.


Czy to osłabi partię rządzącą?

Wszystko zależy - a przyszłość jest nieprzewidywalna.

Sądzę, że jeśli uczciwie postawią sprawę, powiedzą, jak jest (a jest źle), zachowają spokój, stanowczość i nawołają do narodowej solidarności - mogą totalnie umocnić swoją władzę - zyskując wizerunek wielkiego, mądrego gospodarza, który poświęcił się (vide podkrążone oczy ministra zdrowia) i obronił naród przez zarazą.

Jeśli jednak zaczną kłamać, zamiatać problem pod dywan, panikować lub udawać, że NFZ to ideał systemu zdrowotnego, to poparcie dla rządzącej partii będzie odwrotnie proporcjonalne do liczby nowych przypadków wirusa.

Póki co - w mojej ocenie - zyskują.

I mówię to z bardzo mieszanymi uczuciami. Bo z jednej strony dzięki narodowej kwarantannie wszyscy czujemy się bezpieczniejsi. Z drugiej - być może własnie znaleźliśmy się, jako osoby LGBT, w klatce, z której nie wyjdziemy przez lata. Bo nie oszukujmy się, ale PiS nie da nam absolutnie nic. A jeśli zyska większe poparcie - to najpewniej zacznie odzierać nas z człowieczeństwa kawałek po kawałku. Co zresztą robił już przed pandemią.


Ludzie panikują. A ten, kto najlepiej wykorzysta tę panikę, ugra wszystko - albo wszystko straci.

Opozycja - żeby osłabić PiS (nie oszukujmy się, każdy będzie chciał ugrać na wirusie swoje poprarcie) - powinna w krytycznych i najbardziej emocjonujących momentach dosadnie wytykać pisowski debilizm. A dowodów na jego istnienie nie trzeba szukać daleko.

Olewanie lekarzy i personelu medycznego. Upokarzające zarobki w tym sektorze i masowa migracja zawodów medycznych na Zachód. Nieprzygotowane szpitale, gdzie brakuje maseczek, odkażaczy i rękawic. Co więcej - od 2 miesięcy, gdy wiedziano już, że COVID-19 rozpełzł się po Chinach, ministerstwo zdrowia nie robiło nic prócz "monitorowania sytuacji".

Te błędy, to olewactwo - wszystko to będzie teraz wychodzić na wierzch w bardzo brudny, wręcz brutalny sposób. Dziś, gdy to piszę, mamy 100 przypadków z hakiem na całą Polskę. Gdy będzie ich np. 10 000 - wyjdzie gówno z worka.


Rząd niestety w PR jest graczem dobrym.

Wydawałoby się, że nic już fakolca Lichockiej nie zatrzyma - a jednak. Zmęczona twarz Szumowskiego i pełna spokoju oraz troski wypowiedź Morawieckiego wydają się skutecznie maskować lata niedopatrzeń i gnojenia służby zdrowia, typowej dla PiS arogancji.

Sądzę, że nawet w obliczu dewastującej gospodarkę oraz służbę zdrowia pandemii, nadal każdy ich ruch będzie przekalkulowany raczej pod wygrane wybory prezydenckie, niż pod zdrowie ludzi.

Na tym tle ciekawi także zniknięcie Kaczora. Pewnie uznał, że o wiele lepiej rządzi się krajem w czasach względnego spokoju - niż zarządza się nim w czasach chaosu. Gdy wszystko gra - rządzenie jest łatwe. Gdy wszystko się sypie - na wierzch wychodzi, na ile ktoś umie zaRZĄDdzać krajem i jakie są jego faktyczne zdolności przywódcze.

Życzę nam wszystkim, by razem z koronawirusem, minęły także rządy tych nieodpowiedzialnych ludzi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polska płonie. Jestem dumny.

Trzeba wierzyć, że jeszcze będzie normalnie

Oni znów wygrali - i powiem Wam, dlaczego. A potem będziecie chcieli wyjechać z tego kraju.